KONDRACKA KOPA trasa zimowa
Trasa trudna, dużo podejścia pod górę. Zazwyczaj bardzo ślisko w drodze z Kalatówek na Polanę Kondratową.
Należy uważać w Długim Żlebie Kondrackim.
Niezbędne są raki, czekan i kijki oraz umiejętność posługiwania się nimi. Należy pamiętać o termosie z gorącą herbatą, wysokokalorycznym jedzeniu, odpowiednim ciepłym ubiorze, latarce czołówce i kocu termicznym. Niezwykle pomocne mogą się okazać: sonda lawinowa, detektor lawinowy i łopatka do śniegu.
Nie zalecamy wychodzenia na wycieczkę przy 2 oraz każdym wyższym stopniu zagrożenia lawinowego.
Pamiętajcie jednak, że zginąć pod lawiną można również przy 1 stopniu zagrożenia!! Dobierajcie więc trasy wycieczek adekwatnie do własnych umiejętności, doświadczenia oraz panujących warunków!!
(6 godzin 30 minut + odpoczynki)
Czas przejścia jest obliczony na warunki zimowe, lecz jest on jedynie przybliżony. Pamiętaj, że za każdym razem przed wyjściem w góry zimą należy sprawdzić, jakie warunki panują w danym rejonie, najlepiej kontaktując się z dyżurką TOPRu. Często czas przejścia podany na mapach może być w realu 10 razy dłuższy!!! Mając to na uwadze nie planuj długich wypraw i pamiętaj, że zimą dzionek jest około 6-8 godzin krótszy :)
Kuźnice (niebieski) Polana Kondratowa 95 minut
Polana Kondratowa
(zielony) Przełęcz pod Kondracką Kopą 105 minut
Przełęcz pod Kondracką Kopą
(czerwony) Kondracka Kopa 25 minut
Kondracka Kopa
(czerwony) Przełęcz pod Kondracką Kopą 15 minut
Przełęcz pod Kondracką Kopą
(zielony) Polana Kondratowa 75 minut
Polana Kondratowa
(niebieski) Kuźnice 75 minut
SPRAWOZDANIE  I FOTKI Z WYCIECZKI
DZIEŃ DOBRY – JESTEM GRABARZ :)
Poranek zapowiadał krystaliczne widoki :)
W oddali tuż na lewo od Giewontu odsłoniła się Kondracka Kopa… daleka droga przed nami.
Do Jaszczurówki dotarliśmy po siedemdziesięciu minutach od startu z Majerczykówki, mimo inwalidzkiego tempa Toudiego…
Zaparowałem ze złości, gdy zobaczyłem na tablicy TPN symbol pierwszego stopnia zagrożenia lawinowego. Od razu na twarzach odbił nam się smutek i żal, że nie mogliśmy iść na Zawrat z powodu zbyt późnej pory. Jaka szkoda! (Nurek)
Najzabawniejsza sytuacja zdarzyła się już na początku, gdy dochodziliśmy do budki przed Kalatówkami, gdzie siedziała pani kontrolująca bilety. Jako że zostaliśmy troszkę z tyłu, Paweł kupił bilety też dla nas i zabrał się z nimi do schroniska. Zadzwonił do Grabarza i powiedział mu, żeby przedstawił się tej pani, która już jest poinformowana o wszystkim. Grabarz podchodząc do budki powiedział do niczego nie spodziewającej się pani – „Dzień dobry, jestem Grabarz” – na co trochę zaskoczona pani zareagowała śmiechem. (Skorpion)
Na Polanie Kalatówki postanowiliśmy założyć raki. Paweł miał przeczucie, że już od tego miejsca będą przydatne… i nie mylił się. Droga w kierunku Kondratowej była pokryta czyściutkim lodem. Turyści prezentowali zestaw piruetów kończących się bolesnymi upadkami, podczas gdy nasza Drużyna przechadzała się swobodnie obok wbijając ostre kolce w lodową szklaneczkę.
Wbrew pozorom najcięższym momentem nie było żadne podejście, lecz płaska droga po dolinie. Zmęczyłem się tam, gdyż mocno palące słońce oraz szybkie tempo Pawełka dawały nam się we znaki. Niby nic, ale po 40 minutach spaceru moja koszulka była tak mocno spocona, jakby ją dopiero wyjęto z pralki. (Skorpion)
Polanka Kondratowa przywitała nas cieplutką aurą, pustynną pustką i znakomitymi widokami gdzie tylko nie spojrzeć :)
Zionęło ciszą to magiczne miejsce. Chociaż zimą można kontemplować się urokiem Tatr w spokoju :)
Podczas mrożącego krew w żyłach podejścia do Przełęczy pod Kondracką Kopą musieliśmy się cofnąć o kilkadziesiąt metrów w dół. Było to spowodowane niebezpiecznie usypującym się spod nóg śniegiem. Na początku nie wiedzieliśmy co się dzieje, bo Paweł nagle się zatrzymał i kazał nam zawracać. Dopiero później okazało się o co chodziło.
Paweł zastosował surowe warunki bezpiecznej wspinaczki i kazał nam w 15 metrowych odstępach podążać rynienką jego śladami. (Skorpion)
Arktyczny wiatr przeciskał się w każdą szparę naszych ubrań.
Nie ustaliśmy w miejscu dłużej, niż kilka minut.
Od przełęczy podejście na wierzchołek sprawiło nam nie lada uciechę :) Ścigaliśmy się z jakimś skitourowym turystą, kto będzie pierwszy na górze, ale musieliśmy dać za wygraną. Ów śmiałek wspinał się bowiem zakosami niebezpiecznie po zboczu, skracając sobie tym samym drogę. My jednak wybraliśmy bezpieczną, lecz dłuższą drogę grzędą.
Za nami mało wizytowany w tym okresie Małołączniak domagał się odwiedzin… ale musieliśmy odmówić :(
Widok na Kondrackiej Kopie wprawiał w osłupienie!
Lodowy kolor nieba połączony z surowością otaczających nas szczytów budził w nas pokorę, a jednocześnie rozgrzewał emocje!
Tatry zdawały się zapadać w czarną otchłań Doliny Cichej Liptowskiej…
Odziany w stalową pelerynę, zaniedbany przez nas Krywań, wymachiwał do nas z pretensjami, już po raz kolejny upominając się o wizytę…
Postaramy się nadrobić zaległości latem… jeśli czas pozwoli :)
Świnica już nie miała żadnych wątpliwości… ale Rysy były zdegustowane naszym dotychczasowym brakiem zainteresowania i rzuciły jedynie chłodnym spojrzeniem na grupkę śmiałków fotografujących się na Kopie.
Team Popapranych Ludzików podejmie wyzwanie… cierpliwości :)
Jedynie Giewont odwrócił się do nas plecami, jakby był obrażony za letnie wyzwiska :)
Schodząc musieliśmy zachować niezwykłą ostrożność, mimo jedynki lawinowej… strzeżonego Pan Bóg strzeże :)
A panikujący przy najdrobniejszych zagrożeniach Paweł i tak poprowadził nas drogą najwybitniej bezpieczną :)
Długi Żleb Kondracki uległ bez stęknięcia.
I już z powrotem cali i zdrowi w Dolinie Kondratowej… ach ten nasz panikarz :)
Giewoncik pozdrawiał nas na dobranoc, mimo złego tego dnia humoru :)
Nocka objęła nas swymi mrocznymi ramionami tuż przed schroniskiem.
Jaszczurówka zatonęła w jogurtowej mgle, z którą musieliśmy walczyć do samego Murzasichla.
Nałożyliśmy na zdjęciu filtr starego płótna, ponieważ słaba widoczność rozmazała nam twarze :)
Kopa Wyglądała na trudną wycieczkę, ponieważ nie jechaliśmy busem z ośrodka do Zakopca i tak samo w drugą stronę. Kiedy szliśmy do Kuźnic z ośrodka, trochę opóźniłem grupę i się oddaliłem, a Grabarz i Skorpion ze mną zostali na tyłach. Kiedy doszliśmy do Kalatówek, dalej już nie opóźniałem. Potem już było podejście. Pamiętam, że prawie pod sam koniec podchodzenia Łopatą musieliśmy się zawrócić, bo był zły śnieg. Na Kondrackiej Kopie było strasznie zimno, byliśmy na szczycie z 10 minut, a potem schodziliśmy tą samą trasą. Powrót był jedynie mało ciężki. (Toudi)
Kondracka Kopa – Najwyższa skala ostrożności… stroma wspinaczka wzdłuż Łopaty… metaliczne szczyty zionące grozą… lodowe słońce przebijające się zza chmurnej peleryny… łzy wzruszenia na wysokości 2005…
Wycieczka na najmniejszą z Czerwonego Rodzeństwa była jedną z najbardziej lajtowych spośród wszystkich do tej pory zorganizowanych zimą na dwutysięczniki.
Zimą jednak, bez względu na warunki atmosferyczne, należy zachować szczególną ostrożność i nie lekceważyć niczego! Dzisiaj panowała „jedynka” czyli wręcz idealne warunki do zimowych wspinaczek… więc teoretycznie mogliśmy szturmować nawet Zawrat… ale było za późno.
Przy podchodzeniu zakosem na Łopatę Kondracką, pękła mi pod rakami spora deska śnieżna, zdecydowałem więc o zawróceniu Drużyny. Życie moich Przyjaciół jest dla mnie największą wartością i nic tego nie zmieni. Wybrałem dłuższą drogę, uciążliwszą wędrówkę… i zdrowie najdroższych mi ludzików.
Pamiętajcie – nawet podczas pierwszego stopnia zagrożenia lawinowego góry mogą was skrzywdzić! Nie warto ryzykować.
Wyprawa była dla wszystkich pouczającym doświadczeniem i wielką nauką… nauką życia… (Tatrzański Chochlik)
autorzy:
Rafał vel Nurek, Kamil vel Skorpek, Filip vel Toudi, Tatrzański Chochlik

 



Kontynuując przeglądanie strony, wyrażasz zgodę na używanie przez nas plików cookies. Więcej informacji

The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.

Close