 |
Po półgodzinnym spacerku od Kazalnicy byliśmy już na Mięguszowieckiej Przełęczy pod Chłopkiem. Mieliśmy prawie łzy w oczach ze szczęścia. Widoki stamtąd były czarujące, po południowej stronie pod wielką czarną chmurą skrywał się Szatan a obok niego cała grań Hrubego, u ich stóp zaś odbijał kolory nieba Wielki Hińczowy Staw. |
|
A jednak! Przez niemal całą wycieczkę nie wierzyłem, że wyjeżdżając z Majerczykówki o 11 przed południem, przy niesprzyjających prognozach pogody, może nam się udać. Kwadrans po szesnastej stanęliśmy na przełęczy, która swego czasu stała się inspiracją dla największej chyba, poświęconej tematyce tatrzańskiej, powieści, czyli „Na przełęcz” Stanisława Witkiewicza. Spoglądając na ponure szczyty przykryte ciemnoszarymi chmurami po drugiej stronie Doliny Mięguszowieckiej zacząłem pojmować siłę owej inspiracji; jaka szkoda, że brak talentu nie pozwala mi jej bardziej rozwinąć. Przełęcz Mięguszowiecka pod Chłopkiem godna jest bowiem prawdziwej epopei! Z drugiej strony rozpościerał się imponujący widok na Dolinę Rybiego Potoku, którego magię dodatkowo potęgowała roztaczająca się pod nogami przerażająca otchłań. Szczęśliwi i nieco zmęczeni! Opaczność czuwała nad nami zdobywcami! |
 |
|
 |
Witały nas również Rysy z Żabią Granią i dwoma błękitnymi ślepiami u podnóży. Stawy zmieniały swoje kolory w zależności od kaprysu słoneczka, które raz po raz kryło się za chmurami i wychodziło zza nich. Poczekaliśmy jeszcze, aż dotrą do nas Waleria, Skorpion i Kamelek, aby pstryknąć sobie pamiątkowe zdjęcia. |
|
Szczęśliwi, że dane nam było dotrzeć na tę cudowną przełęcz mieliśmy jednak wciąż na uwadze niepewną pogodę, toteż wkrótce rozpoczęliśmy odwrót informując telefonicznie idące w pewnej odległości za nami dziewczyny Juju, Migotkę i Kasię, że sytuacja na niebie zdaje się pogarszać i ich wejście na Chłopka mogłoby okazać się niebezpieczne. |

|
|
 |
No i się spotkaliśmy na Kazalnicy. Postanowiłyśmy z siostrami moimi wspiąć się jak najwyżej i jak najbliżej Przełęczy. Wiedziałyśmy już, że do celu nie uda nam się dotrzeć, chociażby przez coraz gorszą pogodę i przez popędzający nas czas. Myślę jednak, że zdobycie Kazalnicy i tak było ogromnym sukcesem patrząc na nasze tempo i ilość postojów na zdjęcia :P |
|
Kazalnica jest wspaniałym punktem widokowym. Byłam oczarowana wszystkimi szczytami, które mnie otaczały. Za plecami Mięguszowieckie, przede mną Rysy a w oddali widocznych jeszcze wiele pięknych granitów. Coś wspaniałego!
|
 |
|
 |
Impresje nad samą przepaścią :) Aż ciarki przechodziły :P
|
|
Ryski powolutku przykrywały się białą kołderką, jak zresztą w większość popołudniowych chwil w lipcu…
|
 |
|
 |
Zejście stromymi żlebikami sprawiło trochę kłopotu naszym damom, nie licząc Pani Przodownik, o dziwo drużyna dłużej schodziła aniżeli wspinała się do góry :P
Nikt się tym jednak nie zrażał, najważniejsze było bezpieczne zejście. Mnie wciąż udzielała się niesamowita, magiczna wręcz atmosfera tego skalnego królestwa. Chciałbym kiedyś móc poznawać jego tajemnice dogłębniej już jako taternik…
|
|
Stwierdziłam po raz pierwszy w życiu, że więcej kłopotów mam ze schodzeniem niż z wchodzeniem. Po skałkach można się wspinać, bawić się nimi… ale w górę. W dół jest trochę gorzej. Mozolne szukanie stopni zajmuje sporo czasu. A jeszcze gorzej jest wtedy, gdy tych stopni… nie ma. Albo trzeba wyciągnąć nogę na jej maksymalną długość. Na szczęście Grabarzek nam bardzo pomógł i dzięki niemu w ogóle udało nam się zejść.
|
 |
|
 |
Wchodząc w tym miejscu byłam pewna, że nie zejdę lub przynajmniej będę się bała jak na Rohaczach, jednak okazało się, że zejście poszło mi bardzo sprawnie. Nawet w pewnym momencie zrezygnowałam z czekania na Grabarza, który miał iść za Okruszkiem dzięki czemu mam z naszym maluchem kilka ładnych zdjęć :)
|
|
|
Tym razem się zbuntowaliśmy i postanowiliśmy nie dać za wygraną białemu brudasowi… w końcu po coś przywieźliśmy ten kawałek stali na turnus… założyliśmy po raz pierwszy w lipcu raki na nóżki, aby potańcować sobie po śniegu latem. |
 |
|
|
 |
To niesamowite uczucie – być w letnich spodenkach i stąpać po śniegu w butach z doczepionymi kolcami. Niestety w jednym momencie przeraziłam się, gdyż noga zapadła mi się pod śnieg i bardzo wygięła przez wystającą tam skałę. Myślałam, że to się skończy wykręconą kostką. Na szczęście udało mi się wydostać spod białego płatu.
|
|
|
Choć czas nas gonił nie mogliśmy się oprzeć pięknu pewnych uroczych, żółtych a zarazem bezimiennych dla nas kwiatków. Ja rzuciłem ostatnie, przepełnione zachwytem spojrzenia, w stronę mrocznych, mięguszowieckich ścian… Od Czarnego Stawu, a właściwie już przy obejściu Morskiego trochę przyśpieszyliśmy, żeby móc zdążyć kupić coś sobie już w wyludnionym schronisku przy Morskim Oku.
|
 |
|
|
 |
Tafla wielkiego jeziora powoli wygasała szykując się do snu… |
|
|
Zadowoleni posiedzieliśmy sobie przy schronisku, gdzie na szczęście nie było już tak ciasno, odpoczęliśmy i już z latareczkami ruszyliśmy naszym wspaniałym asfaltem, by na Palenicy móc podziwiać Kamelkowe „shake it” :) Cudna wyprawa! |
 |