 |
Przegnani boleśnie stoczyli się przez ostre zębiska potwora zionącego lodowym oddechem. Poskromili owo bydlę za łeb chwytając i dusząc w uścisku. |
|
|
Po grzbiecie smoka niezauważenie przemknęli zraszając krwią niepokonanych i potem niestrudzonych ziemię, po której stąpał. |
 |
|
|
 |
Opuszczali się po stalowych linach ostrożnie w czeluście Spalonej Krainy, by po chwili wdrapywać się nazad po ostrych jak brzytwa metamorficznych kłach. |
|
|
Monstrum uniosło znowu swe cielsko ku przestworzom, wyginało się na cztery świata strony, ziemia kręciła im się przed oczami jak igła w busoli… Przespacerowali się po nim, jak po parkowym deptaku od czasu do czasu asekurując się jego srebrzystym włosiem… |
 |
|
|
 |
Trzeba im było czym prędzej do Łagodnej Pani, gdzie podobno odprężenie w nagrodę każdy włóczęga dostawał. Wyczerpani walką z mutantami musieli jeszcze przetrawersować dwa potężne pionowe zbocza opadające w otchłanie piekieł… |
|
|
Jeden mały błąd mógł kosztować życie tych dzielnych ludzi, jakże odważnych i prawych. Ci jednak ze sprawnością pająka pokonywali każdą stromiznę, jakby nie zważając na przepaście i niebezpieczeństwa. Mieli mimo to baczenie i paskudnego stracha, jakkolwiek nie okazywali tego po sobie. |
 |
|
|
 |
Dotarli do Cieśniny między Zawratami. Był to kraj niezwykły i malowniczy. Dookoła rozpościerał się miękki zgniłozielony kobierzec, na którym zasiedli jak na puszystej kołderce skierowawszy spojrzenia ku monarchom skalistym, wypatrując ptactwa w niebiesiech. |
|
|
Klątwa rohackich wojowników zdawała się wypełniać… część załogi poważnie siły traciła, czarna magia wpłynęła najbardziej na orlich zdobywców, co miało szczególnie osłabić morale zespołu…
Hruba Pani zapraszała ich w swe skromne progi, niegrzecznie byłoby się spóźnić, rychło więc zmierzali ku Jaśnie Kopie. |
 |
|
|
 |
Wszak i ona wypełniona była dostojeństwem, a nie skąpiła świetności.
Z dumą spoglądali na Złego Księcia, którego czarnych strażników zgromili, nim słońce zdążyło ubarwić lazurowo drugą część horyzontu.
Z bojaźnią zerkali na dwóch surowych rycerzy, zwyciężonych przed trzydziestoma trzema wschodami księżyca.
Na chwilę zatrzymali się wspomnieniami na łagodnych z tej odległości zarysach Orlej, kojąc zmęczenie i troski. |
|
|
Opuścili żwawo Hrubą Damę, by dostać się do kraju braci Ostrego i Płaczliwego, ale po drodze czekało ich starcie z Trzema Rohackimi Zbójami. Groźni to byli osobnicy, a niepozornie wyglądający z oddali.
Wąskim, pokaleczonym erozją korytem, wdrapali się na czuprynę pierwszego z bandytów, a skopawszy mu liter cztery, nie przystanęli nawet na ptasi świergot. Wyruszyli w poszukiwaniu reszty pobratymców. |
 |
|
|
 |
Przeprawa niemal pionową, wygładzoną jak lustro, ścianą okazała się igraszką, dostarczywszy im jednakowoż satysfakcji ze wspinaczki, którą tak bardzo sobie umiłowali.
Niestety już trzej dzielni rycerze opadali z sił… |
|
|
Pokonanie drugiego Rohackiego Rozbójnika okazało się trudniejszym wyzwaniem – to był prawdziwy majstersztyk taternictwa! Amatorzy, skała bez podpórek i łańcuszek made in Slovakia :) |
 |
|
|
 |
Najmłodszy i jeden z najznamienitszych witezi prowadził Drużynę ku zwycięstwu nie czując lęku i bólu, często z nonszalancją druzgocąc przeciwnika niezależnie od jego potęgi… |
|
|
Banda Zbójców Rohackich została rozbita na miazgę pod przerażającym naporem Popapranych Paladynów, lecz ekipa została zdziesiątkowana :(
Od Smutnej Bramy tylko sześcioro z nich wymaszerowało, by rozprawić się z Wojownikami.
Smutek i rozżalenie zalegały na ich licach, a serca kruszyły się z goryczy i frustracji. Najmroczniejsze uczucie nienawiści i żądza zemsty owładnęły ich duszami! |
 |
|
|
 |
W mgnieniu oka znaleźli się u stóp Płaczliwego i nie zechcieli szczędzić mu męki. Ich złowieszczy wyraz twarzy wystraszył do tego stopnia Ostrego Bliźniaka, że w popłochu schował się za wyższego Brata. |
|
|
Popaprana zawziętość w pokonywaniu niebezpiecznie wyeksponowanych pochyłości była tak duża, że zbroja Rohacza zaczęła się kruszyć w drobny pył. |
 |
|
|
 |
Jeden za drugim wbijali się w jego barki zadając mu bolesne rany, nie zaznał litości tego dnia… cierpiał stokroć bardziej, niźli w poprzedniej potyczce… |
|
|
Szala wiktorii nad pierwszym wojownikiem została już dawno przechylona na stronę Popaprańców, ostateczny pogrom był tylko kwestią czasu.
Tymczasem młodzi rycerze w chwilach relaksu pozwalali sobie na nastrojową kontemplację nad dostojnymi krajobrazami… |
 |
|
|
 |
Monstrualni dominatorzy Rohackiego Królestwa, wyściełane trawiasto kamiennym suknem, głęboko wcięte, ponure doliny u ich stóp, owalne kopuły Zachodniego Księstwa, wbijające się w firmament iglice Monarchii Wysokiej… – to wszystko składało się na majestatyczny obraz niewyobrażalnie doskonałego świata – Raju! |
|
|
Przemierzali cząstką tego Raju, mierzyli się z najgroźniejszymi przeciwnikami, toczyli boje z własnymi słabościami… ale zawsze zwyciężali, czynili to bowiem z wielką pasją, miłością i przyjaźnią! |
 |
|
|
 |
Rohacz Płaczliwy pokonany w pół godziny. Nawet nie zdążył stawić oporu, nie zorientował się co więcej, kto wbił mu gwóźdź do trumny. Poległ w milczeniu… |
|
|
Wyłoniła się imponująca postać Ostrego Rohacza, który zapałał do nich nieopisaną wrogością, zapragnął wendety za porażkę Brata.
Tuż za nim zatrwożony Wołowiec począł skrywać się co rusz w cieniu rzucanym przez chmury. Wiedział, że zostanie ukarany za wzgardliwe słowa, którymi witał ich u granic Spalonej Doliny. |
 |
|
|
 |
Nie zważając na groźne miny i pokrzykiwanie Ostrego Rycerza przebiegli szaleńczym pędem przez rohackie siodło rozpoczynając podchodzenie na kolejną piramidę.
Spocząwszy na skale obmyślali strategię walki z o wiele niebezpieczniejszym przeciwnikiem, którego nie chcieli lekceważyć, pomimo jednego już zwycięstwa. |
|
|
Ciasną rynną przemieszczali się pojedynczo na pierwszą głowę Wojownika. Bramy skalne po obu stronach zakleszczały się za każdym razem, gdy ktoś z nich je pokonywał, usiłując zgnieść śmiałka i strącić go w przepaść. |
 |
|
|
 |
Nie straszna im była jednak owa batalia, umykali zwinnie spod szczęk kamiennego imadła unosząc się w górę z lekkością motyla. |
|
|
Kolejna zmarszczka na facjacie Ostrego stała się prawie zjeżdżalnią na placu zabaw, w której wesolutko spędzili czas popaprani wędrowcy :)
Nie wytrzymał Rohacz takiego poniżenia, przygotował więc najcięższą oręż, jaką dysponował… |
 |
|
|
 |
… zapomniał jednak nieszczęśnik, że Popaprane Ludki oprócz gór kochają również wszystkie stworzenia tego świata :P
Rohacki Koń Ostry wybiegł im naprzeciw i miast stratować wroga i zrzucić w przestworza, dał się dosiąść i pogłaskać :) |
|
|
Zaprzyjaźnili się ze zwierzęciem podczas lipcowego pojedynku i tak zatęsknili za sobą, że uściskom i radości nie było końca!
Załamał się Rohacz Ostry, pogrążył w rozpaczy i oddał pokłon Drużynie. |
 |
|
|
 |
Konik pogalopował z nimi na skraj Rohackiego państwa i tam pożegnali się ze łzami i obietnicą ponownego spotkania na łonie tatrzańskiej natury :)
Pozostało tylko zejście z końskiego grzbietu, co sprawiło nieco kłopotu, gdyż pokaźnych rozmiarów był to zwierz :) |
|
|
Zasiedli godnie pod ostatnią rohacką twierdzą przyglądając się w ciszy Jakubinie i jej Jarząbczemu sąsiadowi. Z nostalgią wypatrywali Królowej Orlej, która pogrążona w depresji z braku Popaprańców, utraciła radość życia. Zauważywszy swoich przyjaciół daleko na zachodzie trysnęła euforią, choć i zazdrości jej serce nie poskąpiło… |
 |
|
|
 |
Podziwiali mięsisty garb zamarłego z przerażenia Wołowca, który wręcz raził zielonością.
Nabrawszy ponownie sił zebrali się do drogi, dzień bowiem zbliżał się ku końcowi. |
|
|
Opuścili królestwo machając Konikowi i czując satysfakcję z pomszczenia swych przyjaciół, którzy w tym czasie wypatrywali ich ze Smutnej Krainy.
Jeszcze jednemu wojakowi należało się dzisiaj porządne lanie… |
 |
|
|
 |
Ten, który szydził z nich najbardziej, który już dwukrotnie przepędzał ich ze swojego terytorium, ponownie uznał wyższość i udobruchał pięknym słońcem i bezwietrzną nań sielanką. |
|
|
Zwycięzcy pamiętali o swoich przyjaciołach, to dla nich dotarli aż tutaj powaliwszy po drodze nieprzyjaciela i przełamawszy wszelkie bariery. |
 |
|
|
 |
Prześwietnie prezentowało się Rohackie Pasmo z wołowego grzbietu. Można było zarysować palcem całą wręcz trasę i z niedowierzaniem podziwiać pokonane, schylone w pokorze strzeliste szczyty, które posmutniały cieniem. |
|
|
Z prędkością wiatru znaleźli się na Rakoniu, skąd mieli jeszcze lepszą perspektywę na doniosłość i potęgę dzisiejszej marszruty.
Z bólem trzeba im było pożegnać tą magiczną krainę i udać się do Zabratowej Przełęczy, skąd najbliższa droga do domu… |
 |
|
|
 |
Ponownie pląsali w gąszczu traw i kosówki szybko obniżając się względem rohackiej korony. Serca im płakały… z żałości. Ukochali bowiem ten świat, surowy i tajemniczy, niebezpieczny i śmiercionośny… ale im najdroższy. |
|
|
Rohaccy Wojownicy rozpromienieli na chwilę i mimo porażki rzucili ciepłym pożegnaniem.
Popaprana Formacja ruszyła bystro w kierunku chaty tatliakowej, przy której odprężyli się wszyscy po całodziennym morderczym wysiłku. |
 |