 |
 |
 |
 |
Nasze poznawanie Gór Izerskich
rozpoczęło się od zawarcia znajomości
z przesympatyczną Chatą Górzystów
na Hali Izerskiej. |
Sama Hala urzekła nas sielankowymi krajobrazami i wprowadziła w melancholijne nastroje. |
To piękne miejsce jest również
niezwykłe z klimatycznego punktu
widzenia – 20 lipca 1996 r. temperatura
spadła tu do pięciu stopni poniżej zera! |
Z Hali Izerskiej wdrapaliśmy się na główny grzbiet masywu. Początkowo maszerowaliśmy wśród wysokich świerków, widok odsłonił się jednak w okolicy Sinych Skałek. |
 |
 |
 |
 |
To miejsce stanowi dobry przykład
na to, jak niszczycielskie działanie kwaśnych deszczów może paradoksalnie urozmaicać krajobraz dodając mu walorów estetycznych. |
Kontynuując marsz Wysokim
Grzbietem minęliśmy dawną kopalnię
kwarcu i dotarliśmy do jakże typowej
dla Sudetów formy krajobrazu – grupy skalnej imponujących rozmiarów. |
Czas nie pozwalał nam niestety na wspinaczkowe igraszki na Zwalisku, musieliśmy ruszać czym prędzej w stronę Szklarskiej Poręby. |
Do miasta weszliśmy od strony
Białej Doliny, skąd rozpościerał się przepiękny widok na całe Karkonosze
z dużym naciskiem na Szrenicę i nasz kolejny cel – Śnieżne Kotły. |
 |
 |
 |
 |
Ze Szklarskiej podchodziliśmy żółtym
szlakiem do schroniska pod Łabskim
Szczytem mijając po drodze kolejną
monumentalną grupę kamieni
– Kukułcze Skały. |
Pod schroniskiem odpoczęliśmy nieco
dłużej. Mijało nas sporo turystów
wymęczonych zejściem ze Szrenicy,
na którą oczywiście wjechali wyciągiem… |
Zregenerowani ruszyliśmy pod górę w kierunku, jak powiedział klasyk (czyli Toudi), Śnieżnych Kotów… po czeskiej stronie kłębiły się nieprzyjemnie wyglądające chmury. |
Wreszcie osiągnęliśmy grzbiet i
wkrótce spoglądaliśmy w skalne
czeluście Śnieżnych Kot(ł)ów.
|
 |
 |
 |
 |
Godzinami można by podziwiać
te niemal pionowe urwiska
przystrojone tysiącami
oryginalnych, kamiennych rzeźb
anonimowego artysty.
|
Ruszyliśmy zatem północnym
zboczem Wielkiego Szyszaka
z żalem zostawiając za sobą
Śnieżne Mruczusie… |
Zeszliśmy do Czarnej Przełęczy
po czym musieliśmy wdrapać się odrobinkę na Czeskie Kamienie. |
Ta grupa skałek na pierwszy rzut oka
stanowi raczej stosik porozrzucanych kamiennych klocków, których nie uprzątnęło niesforne dziecko-gigant. |
 |
 |
 |
 |
Kolejne skały na szlaku, Śląskie
Kamienie, wyglądały natomiast,
przynajmniej w moich oczach, jak
kupka poukładanych jeden na drugim
placków ziemniaczanych…
|
Droga ze Śląskich Kamieni na
Przełęcz Karkonoską upłynęła nam
w średnio intensywnym deszczu
zacinającym od południa.
|
Na szczęście chmury spłynęły
wkrótce na Pogórze Karkonoskie,
odsłaniając nam fantastyczny
zachód słońca! |
W końcu dotarliśmy do Słonecznika,
skąd pozostawało już tylko zejść
najkrótszą drogą do Karpacza.
|